Żar

Pod tym drzewem, które miało białą korę,  było jedyne miejsce gdzie można było schronić się przed słońcem. Chłopiec siedział w jego cieniu i mrużąc oczy próbował przeskoczyć horyzont, który od gorąca rozmywał się galaretowato. Niecierpliwie przebierał schodzonymi sandałkami i bezmyślnie bawił się skarbami swoich kieszeni, od czasu do czasu ciężko wzdychał i czekał.

Aż coś w końcu pojawiło się w oddali!  Trzeba było widzieć tę radość, rozpromieniające się  spękane usta, błysk przebijający się przez spuchnięte oczy: Są! Mama i Tata zamajaczyli na horyzoncie, ona taka piękna, on taki postawny, płynęli wolno ku niemu, wreszcie trzymając się za ręce, choć ich zamazane postaci bardziej było czuć niż widać. Dusza śpiewała, skakała i klaskała, a nogi same tańczyły. Pomarszczona ręka z drżeniem odkręciła nakrętkę, druga, pełna bruzd chłonęła chłód szkła i znajomy dźwięk ustępującego kapsla. Mama i Tata byli już na wyciągnięcie ręki, ich zapach doleciał z otwartej butelki a potem się wlali i popłynęli po całym wnętrzu przynosząc ulgę i spełnienie, że wreszcie byli jedno, wreszcie razem.

Mama się rozpływała, Tata przypiekał, było jak w domu, gdzie ogień w kominku i dłonie we włosach. I póki płynęło, było błogo i bezpiecznie, ale ostatni łyk szybko przeminął, słońce roztopiło tych dwoje i znów zrobiło się pusto. Jeszcze próbował ich znaleźć sięgając niecierpliwie do torby, ale głuchy szczęk szkła mówił, że już wszystkie były puste.

Siedział więc dalej sam pod białym drzewem stróżem, które pochylone sięgało skrzydłami gałęzi samej ziemi roztaczając nad nim troskliwy kokon. Więc chyba nawet nie słyszał, jak syczeli wokół, że śmierdzi, że obrzydliwość, jak tak można, że do pracy by się lepiej wziął.
– Chciałbym być już duży – powiedział chłopczyk kładąc się do snu. Podkurczył nogi i pozwolił puchatym liściom głaskać się po posiwiałej głowie.

Udostępnij

2 thoughts on “Żar

Możliwość komentowania jest wyłączona.